Phuong Nguyen (36) urodziła dziecko przed wejściem do szpitala Ullevål w temperaturze minus 10 stopni, ponieważ musiała odpowiadać na pytania dotyczące koronawirusa.
– To było całkowicie szalone doświadczenie. Jestem tak niesamowicie wdzięczny, że Phoung i nasza mała dziewczynka dały radę, mówi VG ojciec noworodka.
To właśnie ojciec dziecka Alexander Bertin (36) trzymał głowę i ramiona małej Fridy Mai, kiedy ta nie chciała dłużej czekać i postanowiła wyjść z ciepłego brzuszka mamy na 10 stopniowy mróz.
Mała Frida Mai ważyła 3,4 kg, miała 50 centymetrów długości i urodziła się dokładnie w dniu przewidzianym przez lekarzy.
Ale poza datą porodu jej przyjście na świat nie odbyło się “książkowo”.
Szok na parkingu
Phuong i Alexander mają już córkę która ma 2 i pół roku. Również szybko przyszła na świat. Dlatego Phuong w zaawansowanej ciąży planowała pójść do szpitala nieco wcześniej tym razem.
O godzinie 22 w wyznaczonym terminie, w poniedziałek 25 stycznia para zadzwoniła do szpitala w Ullevål, gdzie Phuong miała rodzić, a około godzinę później wsiedli do samochodu i pojechali do szpitala.
– Wtedy atmosfera była jeszcze dość spokojna, panowaliśmy nad sytuacją
Para zaparkowała przed kliniką o 23:25. Kiedy Phuong otworzył drzwi samochodu i poczuła skurcz i wielki ból. Wtedy wiedziała, ze zaczyna rodzić
– Gdy otworzyła drzwi samochodu , zaczęła krzyczeć z bólu. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że musimy szybko iść do szpitala, mówi Alexander.
20 pytań
Okazało się, że nie może iść tak szybko, okazało się.
Zgodnie z zasadami kontroli dotyczącymi koronawirusa, para musiała wejść do „namiotu koronowego”, aby odpowiedzieć na standardowe 20 pytań. (które każdy, kto trafia do norweskich szpitali, musi teraz przejść tę procedurę)
Staliśmy zaledwie pięć metrów od drzwi, gdzie położne mogły udzielić nam pomocy.
– Moja partnerka leżała na ziemi z bólu, gdy odpowiadała na pytania. Zdałem sobie sprawę, że zaczyna robić się naprawdę krytycznie, ponieważ miałem problemy z skontaktowaniem się z nią, mówi Alexander Bertin VG.
To dzieje się TERAZ
Po zakończeniu rundy pytań Aleksander pobiegł do wejścia do kliniki położniczej i zadzwonił na recepcję. Minęło również trochę czasu, zanim ktoś zareagował. By dać otuchy kobiecie, Alexander przytulił ją gdy nagle zorientowali sie, że między nogami kobiety wystaje już główka dziecka.
– Bałem się, że dziecko wypadnie, więc mocno trzymałem głowę i ramiona dziecka – mówi.
Wreszcie pojawiły się położne. Jest godzina 23:35, minęło raptem 10 min od czasu gdy para zaparkowała pod szpitalem.
– Gdy weszliśmy na sale porodową powiedzieli nam, że wszystko poszło dobrze.
– To naprawdę była sytuacja życia i śmierci. Tak bardzo bałem się, że zrobiłem coś złego – na przykład gdy dotknąłem dziecka bez mycia rąk lub że te minus dziesięć stopni na zewnątrz sprawi, że dziecko przeziębi się , że coś mu się stanie.
Położne zapewniły parę, że nie doszło do urazów.
Bardzo niefortunne
– Kiedy pacjentka kontaktuje się z oddziałem położniczym, personel musi ocenić sytuację lub problem, tak aby pacjentka otrzymała właściwą pomoc we właściwym czasie – odpowiada Aase Devold Pay, zastępca ordynatora oddziału położniczego w szpitalu Ullevål.
Mówi, że pacjenci w stanach ostrych powinni mieć pierwszeństwo, choć wszyscy pacjenci powinni podpisać formularz przed przyjęciem.
– Jeśli pacjentka w trakcie porodu doświadcza pozostawania w kolejce w związku z procedurą, jest to bardzo niefortunne, mówi Devold Pay.
Źródło: VG