Carla była kruchutka, malutka, w oczach można było zobaczyć mgłę. Jej małe ciałko w bólach walczyło … do końca.
Małe dziecko na oddział trafiło z zaparciami. Taki zwykły powód. Początkowo nawet mamę uznano za trochę histeryczną, przesadną, ale rzeczywiście rutynowe czynności nie pomagały.
W środku nocy matka dziecka czuje, że stan córki jest coraz gorszy i woła o pomoc, z resztą po raz kolejny tej nocy.
Mama maleństwa – Cecilie Mansfield czuje, że traci kontakt ze swoim Aniołkiem, z siedmiomiesięczną córką.
Cztery ściany szpitala wcale nie dają poczucia bezpieczeństwa. Patrząc w oczy dziecka, które kona można tylko czuć bezradność i rozpacz.
Dziecko walczące
Cecilie i Ole Thomas teraz siedzą blisko siebie na sofie w domu w Verdal. Opowiadają historie o córeczce: pełnej życia uśmiechniętej małej istotce.
W maju 2018 roku Carla miała siedem miesięcy. Pojawiły się problemy z zaparciami.
Było to na etapie “zwykłego” kroku rozwojowego, wprowadzania kolejnych pokarmów do jadłospisu małego dziecka. Powoli dziewczynka “schodziła” z piersi na zwykłe kaszki i owsianki.
Rodzina pozostawała w kontakcie z gminną przychodnią, ale ta radziła wyłącznie podawanie suszonych śliwek czy ekstraktu słodowego. To nic nie pomagało.
Rodzice czuli, że dziecko się męczy, napina się, walczy
Cecilie opowiada o uldze w dniu, w którym przychodnia zdrowia wreszcie skontaktowała się ze szpitalem.
-Wreszcie mieliśmy otrzymać pomoc, której desperacko potrzebowaliśmy i prosiliśmy od dawna.
Godzina i 36 minut
Noc 29 maja w szpitalu w Levanger stała się najgorszą, jaką matka może sobie wyobrazić.
Na korytarzu zgromadzili się lekarze, kiedy malutka Carla traci przytomność.
Tata, Ole Thomas, przebywa na platformie budowlanej w Nordland. Cecilie jest przejęta i raportuje o wszystkim ojca dziecka. Ole Thomas telefonicznie otrzymuje bieżące informacje o sytuacji.
Aż po godzinie i 36 minutach resuscytacji krążeniowo-oddechowej lekarze ogłaszają zgon dziecka.
Ale co się stało?
We wstępnym raporcie Norweska Rada ds. Zdrowia stwierdza, że Helse Nord-Trøndelag naruszyła wymogi ustawy o specjalistycznych usługach zdrowotnych.
Okazało się, że Carla urodziła się z tak zwanym zwężonym jelitem. To był powód, dla którego żywność nie przechodziła normalnie przez system. Nie pomogły też te rutynowe czynności. Nie pomagały nawet lewatywy.
Zdjęcie rentgenowskie ujawniłoby problem, a prosta rutynowa operacja mogłaby uratować życie Carli.
– Wygląda na to, że szpital nie zapewnił dziecku właściwej opieki zdrowotnej – mówi starszy doradca Lars Thomas Johansen w Norweskiej Radzie Nadzoru Zdrowia.
Norweska Rada Zdrowia stwierdza również, że szpital powinien rozważyć inne leczenie, gdy Carla czuła się coraz gorzej.
Gdyby tylko lekarze zrobiliby więcej badań – Carla mogłaby żyć.
Paul Georg Skogen, dyrektor medyczny w szpitalu Levanger, mówi, że śmierć dziewczynki była dla nich bardzo bolesna.
– Po pierwsze, to bardzo tragiczne wydarzenie dla rodziny, która straciła dziecko. Nasz personel zaangażowany w sprawę stracił pacjenta. Niestety było to rzadkie powikłanie, którego nie wykryto na czas.
Długa walka
W pierwszym raporcie przedstawionym przez Norweską Radę Zdrowia po incydencie stwierdzono, że szpital zapewnił odpowiednią opiekę zdrowotną i że Helse Nord-Trøndelag spełniła wymóg prawa dotyczący zapewnienia solidnych usług zdrowotnych.
Ale rodzice nie poddawali się. Ole Thomas i Cecilie byli przekonani, że Carla nie otrzymała odpowiedniego leczenia. Że nie rozważono wszystkich alternatyw. Nie podjęto odpowiedniego lezenia wystarczająco wcześnie.
– Nazwaliśmy to „walką o Carlę” – mówi ojciec Ole Thomas. – Postanowiliśmy, ze się nie poddamy. Będziemy dochodzić winy szpitala.
Celem jest skłonienie szpitala do zmian, po to by procedury sprawiały, że jest sprawdzanych więcej możliwości, szybciej, nie po sekcji zwłok. Ttrzeba usprawnić komunikację między dyżurującymi pielęgniarkami a lekarzami. I żeby lepiej usłyszano matkę, która znała dziecko najlepiej.
– Carla była leczona z powodu zaparć, szpital nie miał pojęcia, że coś jeszcze jest z nią nie tak…
1 Comment