Ceny żywności w Norwegii są najwyższe w Europie i w czołówce na świecie. Negocjowane są z dostawcami tylko dwa razy w roku – 1 lutego i 1 lipca. Nazwano to „ oknami cenowymi ”. Oznacza to, że ceny na półkach sklepowych są podwyższane w tych terminach, zanim ewentualnie ponownie spadną.
Dziś Rema 1000 poinformowała, że odchodzi od tego systemu. Jako jeden z powodów podając: “Jest trochę męczące być przedstawianym jako kowboje i drobni bandyci prowadzący interesy kartelowe” jak powiedział cytowany przez E24 i VG norweski szef koncernu Rema 1000 Norway, Tom Kristiansen. Przy czym podkreśla, że nie chce marudzić i narzekać. – Ale musimy działać. Musimy pozbyć się obszarów, o których nadmierną eksploatację jesteśmy oskarżani. Dlatego teraz odchodzimy od tych okien cenowych i będziemy negocjować nieprzerwanie przez cały rok, mówi Kristiansen.
Okno cenowe – przestarzałe
Kristiansen mówi, że te okna cenowe są unikalnym norweskim systemem, który sam pomógł ustanowić kilkadziesiąt lat temu. Wtedy powodem była czasochłonność ręcznej zmiany cen poza sklepem. Teraz, gdy dzieje się to cyfrowo, uważa, że nadszedł czas, aby odejść od schematu.
Historia – nie taka odległa.
W lutym 2023 Kiwi nie podniosło cen, co wywołało ogromną reakcję w mediach, to był ogromny szok dla wszystkich. Okazało się to doskonałą kampanią dla marki. Zmusiło też konkurencję do walki o klienta. Klienta który ma w portfelu dużo mniej koronek niż miał jeszcze rok temu.
250 artykułów – cena w dół.
Choć szef remy zaprzecza, ze to chwyt marketingowy, to jednak wygląda to bardzo podobnie.
– Dostaliśmy lepsze warunki, po części dlatego, że spadły ceny surowców. Rynek był nieprzewidywalny przez covid i wojnę na Ukrainie, potem ceny poszły w górę. Teraz sytuacja zaczyna się stabilizować, a ceny spadają, mówi Kristiansen.
Uważa on, że regularne negocjacje doprowadzą do płynniejszego rozwoju, lepszej konkurencji i mniejszej liczby „szoków cenowych”, gdy ceny od dostawców będą mogły być negocjowane częściej.
Spadki też w innych branżach
Osoby które obserwują rynek bez problemu zauważyły ujemne ceny prądu, spadek cen samochodów nowych (zarówno Mercedes jak i Nissan, Hyundai), ograniczenie w handlu walutą. Bez wątpienia mamy wybory przed nami, trwającą recesję w Europie, potężną inflację i coraz więcej problemów w zapłacie rachunków przez Hansenów. Wyjaśnienia Kristiansena są słuszne, spadek popytu zwykle prowadzi do zmian w podaży. Norwedzy zaczęli przyglądać się cenom na półkach. I tego lata pewnie pójdą po zakupy do Kiwi i Remy, a nie do Jokera czy Meny. Czekamy wiec jak odpowiedzą Coopy na to co się dziś wydarzyło.
Ale uwaga na mały druczek
Rema nie obiecuje niższych marż ani rezygnacji z zysków, ale usuwa zawirowania. Jeśli dostawcy podniosą w lipcu ceny o 3-4 proc., Rema nie obiecuje ich utrzymania.
– Dzięki temu ruchowi unikamy dużych wahań w poszczególnych miesiącach. A to może być dość znaczące. Na razie ceny żywności są ważne dla ustalania stóp procentowych, a jeśli w lipcu nastąpiła duża zmiana, może to zostać błędnie zinterpretowane jako wyższa niż w rzeczywistości inflacja cen żywności. Twierdzi Ivar Pettersen który przez wiele lat pracował dla Nibio, instytutu badawczego, który analizuje zmiany cen żywności w czasie.