FHI odkryło, jak można wykryć mutacje wirusa znacznie szybciej niż do tej pory. Laboratoria, które przeprowadzają testy, zostały powiadomione i mogą wprowadzić to rozwiazanie w ciągu tygodnia.
W ostatnich dniach eksperci z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego intensywnie pracowali nad znalezieniem narzędzia, które może rozwiązać to, co można nazwać „problemem tych czasów”. Badacze znaleźli rozwiązanie, które zostanie wprowadzone do krajowych laboratoriów jeszcze w tym tygodniu.
– Przekazaliśmy im wszystkie informacje, jakie posiadamy i możemy przesłać im niezbędne materiały. Już w tym tygodniu pierwsze laboratorium będzie w stanie rozpocząć to, co nazywamy, badaniami przesiewowymi, mówi kierownik sekcji Karoline Bragstad z FHI.
Bragstad dodaje, że niektóre laboratoria pracowały samodzielnie nad rozwiązaniami i te tez mogą być bardzo pomocne w wykryciu mutacji.
Problem z czasem
Obecnie problem polega na tym, że sprawdzenie, czy pozytywny wynik testu na COVID-19 zawiera zmutowanego wirusa, zajmuje co najmniej dwa do trzech dni. To opóźnienie może być bardzo znaczące, ponieważ ta mutacja jest bardzo zaraźliwa.
W przypadku zarażenia się zmutowanym wirusem istnieje konieczność podjęcia rozszerzonych działań. Przykładem jest choćby to, że współmieszkańcy osoby zarażonej mutacją powinni zostać poddanie kwarantannie, a ta zasada nie występuje w przypadku zakażenia zwykłym koronawirusem.
Nie da się skopiować Wielkiej Brytanii
W ostatnich miesiącach Brytyjczycy mieli dobry przegląd tego, ile zmutowanego wirusa znajduje się w kraju. Dzieje się tak dlatego, że powszechny test na COVID-19 w Anglii również wykazuje mutacje.
Oznacza to, że około 40 procent wszystkich próbek w Wielkiej Brytanii jest również testowanych pod kątem wariantu wirusa, a odpowiedzi otrzymują w ciągu kilku godzin.
Norweskie władze chcą tego samego. Najlepiej, aby wszystkie próbki były badane pod kątem wariantu.
Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego niestety nie może po prostu skopiować brytyjskiego rozwiązania.
Otrzymamy złą odpowiedź
– Test, którego używają w Wielkiej Brytanii, zależy od specjalnej odmiany wirusa. W Norwegii mamy tę odmianę w innych wirusach, które nie są mutacją koronawirusa czyli tego czego szukamy.
– Gdybyśmy zastosowali ten sam test, co Brytyjczycy, otrzymalibyśmy wiele błędnych odpowiedzi – wyjaśnia Bragstad.
Będzie szukał więcej
Najnowszy raport sytuacyjny Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego opisuje trzy warianty koronawirusa, które dają powód do niepokoju. Departament chce więc je wszystkie znaleźć. Zmiana, której Brytyjczycy używają jako znacznika, nie występuje we wszystkich trzech odmianach.
– Znaleźliśmy coś bardzo zabawnego. Okazuje się, że wszystkie odmiany, ta z Anglii, ta z RPA i ta z Brazylii, mają jedną wspólną cechę – mówi Bragstad.
Z technicznego punktu widzenia istnieją trzy zmiany w tak zwanej części koronawirusa NSP6. Jeszcze bardziej technicznie istnieją trzy delecje, tj. brak kodowania aminokwasów.
Ważne jest to, że laboratoria, które sprawdzają, czy test na koronę jest pozytywny, mogą łatwo zmienić nieco metodę, aby jednocześnie wykryć mutanty.
Otwiera to szansę dla poszukiwań na dużą skalę bardziej zaraźliwych wariantów wirusa tutaj, w Norwegii.
Pierwsza edycja
– Chciałbym przetestować to lepiej, ale potrzebne jest wprowadzenie rozwiązania teraz, najszybciej jak to możliwe, przyznaje Bragstad.
Niemniej już teraz FHI zaczęło szukać jeszcze lepszego narzędzia.
– Nasza metoda znajduje wszystkie trzy mutacje, ale teraz jest tak, że wynik testu nie wskazuje z którym wariantem mamy do czynienia. Staramy się ulepszyć tę metodę, co umożliwi również rozróżnienie między wariantami, stwierdza Bragstad.
Źródło: NRK