Policja nieustannie ocenia, kiedy może wznowić poszukiwania trzech osób, które wciąż są zaginione w Gjerdrum. W ciągu ostatnich dwóch tygodni stanęliśmy przed kilkoma trudnymi wyborami.
– Im dłużej to trwało, tym trudniej było mieć nadzieję, że ktoś może przeżyć. Tak podsumowała akcję ratowniczą w Gjerdrum szefowa policji Ida Melbo Øystese.
– To była intensywna praca i myślę o tych, którzy się tym zajmują – mówi Ida Melbo Øystese.
Jako szef wschodniego okręgu policyjnego została szefem odpowiedzialnym za akcję ratowniczą w Gjerdrum.
NRK spotyka się z szefem policji dziewięć dni po osuwisku. Gdy w godzinach porannych 30 grudnia uruchomiono alarm o katastrofie, nadszedł czas, aby wezwać wszystkie możliwe zasoby w kraju i za granicą.
Wtedy rozpoczęła się walka o ratowanie życia.
– Naszym największym dylematem było to, że teren osuwisk był tak niebezpieczny, że nie mogliśmy od razu wkroczyć do akcji. To jeden z najgorszych dylematów, jakich doświadczamy w organizacji gotowości na wypadek tragedii. Stoisz tam, są zasoby, ale nie możesz przecież wejść pod ziemię, mówi Øystese.
– Wkroczyliśmy jak najszybciej
W przypadku służb ratunkowych „zaprogramowane” jest to, że nie wolno narażać własnych załóg na tak duże ryzyko utraty życia, mówi Øystese.
– Jednocześnie istnieje wielkie pragnienie, aby móc jak najszybciej pomóc. Może to być trochę banalne, ale trochę tak, jak mówi się w samolocie: Pamiętaj, aby najpierw założyć własną maskę tlenową. Tylko wtedy możesz pomóc innym.
Przez pierwsze kilka dni akcja ratunkowa odbywała się głównie z powietrza. Policja, straż pożarna, personel medyczny i geolodzy nieustannie pracowali, aby dowiedzieć się, kiedy można bezpiecznie wejść pieszo.
Zaledwie dwa dni po osuwisku, 1 stycznia, w czerwonej strefie przebywały załogi naziemne.
Załogi naziemne poszukiwały ocalałych w rejonie osuwiska przez pięć dni. Poszukiwania miały miejsce głównie w pozostałościach budowli. Nadzieja polegała na tym, że część zaginionych przetrwała w kieszeniach powietrznych w bryle budynku.
– Pracowaliśmy systematycznie i byliśmy skupieni na naszym celu. Chcieliśmy jak najszybciej połączyć zasoby budowlane z informacjami o tym, kto był w jakich domach. Kiedy mogliśmy postawić ludzi na ziemi mogliśmy udać się w stronę struktur, w których myśleliśmy, że można znaleźć tych, którzy byli zaginieni.
5 stycznia, po znalezieniu i zidentyfikowaniu siedmiu zmarłych, poszukiwania wkroczyły w nową fazę. Nie było już nadziei na znalezienie ocalałych. Dla szefa policji rezygnacja z dalszych poszukiwań była to poważną decyzją.