– Lepiej, żeby ludzie pili w kontrolowanych warunkach w barze, niż by pozwalano im na picie w parkach – mówi Ellinor Sørvig, szefowa baru w Trondheim.
– Próba ograniczenia rozprzestrzeniania się infekcji na imprezach poprzez zamknięcie nocnych lokali jest trochę jak zakaz palenia w kominku w celu zapobiegania pożarom lasów przy jednoczesnej zgodzie na używanie jednorazowych grilli – uważa Sørvig.
Ellinor Sørvig jest szefową baru Lager11 w Trondheim. Jej zdaniem wprowadzanie kolejnych absurdalnych obostrzeń – po ponad roku ograniczeń, które doprowadziły do zwolnień i zamknięć w branży gastronomicznej – jest błędem.
W poniedziałek wieczorem władze gminy Trondheim zdecydowały się wprowadzić całkowity zakaz podawania alkoholu w lokalach. Ma to pomóc w opanowaniu trwającej epidemii koronawirusa.
Sørvig postanowiła się temu sprzeciwić. Kobieta uważa, że politycy powinni raczej rozważyć zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach.
– Chciałabym, żeby ktoś miał odwagę przeprowadzić taki eksperyment. Dzięki temu ludzie spożywaliby alkohol tylko w kontrolowanych warunkach. Jestem ciekawa, jaki byłby efekt – mówi.
Indyjska mutacja
W Trondheim odnotowano gwałtowny wzrost liczby zakażeń po 17 maja.
Podejrzewa się również, że indyjski wariant wirusa rozprzestrzenił się w społeczności studenckiej w stolicy Trøndelag.
Sørvig nie zaprzecza, że przypadki zakażeń miały miejsce również w nocnych klubach. Zauważa jednak, że imprezy w domach prywatnych lub w parkach mogą nieść co najmniej takie samo ryzyko infekcji. Zwraca też uwagę na to, że w ostatnich dniach w parkach w kilku miastach gromadziły się tłumy ludzi.
W weekend 2000 osób zgromadziło się w St. Hanshaugen w Oslo, a w Trondheim blisko 200 studentów NTNU zebrało się w pobliżu Gløshaugen.
– Ludzie chcą się ze sobą spotykać i nie można ich przed tym powstrzymać. Niestety kiedy zbierają się w ogrodach i parkach, nikt nie dba o to, by zachowywali odpowiedni dystans – mówi Sørvig.
– Jeśli coś może pomóc w kontroli ryzyka infekcji, to jest to branża życia nocnego – kontynuuje. – Mamy pracowników, którzy się tym zajmują. Lepiej, żebyśmy my mogli kontrolować sytuację w barach, niż by tysiące ludzi zbierało się w parkach.
Sposób na zastopowanie pandemii?
– Zakaz podawania alkoholu w barach nie oznacza zaprzestania jego spożywania. Czy władze rozważyły konsekwencje przeniesienia się z miejsc podlegających nadzorowi przykładowo na mój taras, gdzie ostatnio nie było dużej kontroli? – pyta Roald Arentz (Rødt).
Z kolei Elin Marie Andreassen (FrP) dopytuje, czy gmina rozważyła możliwość zakazania sprzedaży alkoholu w sklepach.
Miejski dyrektor ds. kultury i biznesu, Morten Wolden, odpowiada, że nie poddano tego tematu ocenie. Zaznacza jednak, że jeśli miałoby tak być w Trondheim, to zasada ta musiałaby obowiązywać w całym regionie.
– Istnieje pewne ryzyko, że jeśli nie będzie możliwości zakupu alkoholu na miejscu, to ludzie po prostu pojadą do sąsiednich gmin – mówi, nawiązując do sytuacji w Sandvika po zamknięciu w styczniu sklepów Vinmonopolet w Oslo.
Wolden wspomina Oslo także jako przykład miejsca, w którym zakaz sprzedaży alkoholu spowodował ograniczenie życia towarzyskiego, co przyczyniło się do zastopowania pandemii.
Sklepy nie do ruszenia
Ellinor Sørvig uważa, że konsekwencje dla branży hotelarskiej i gastronomicznej są nieproporcjonalnie duże.
Hotel Britannia w Trondheim ogłosił w poniedziałek, że już po raz czwarty w ciągu pandemii zmuszeni są do zamknięcia. I to pomimo tego, że nie mieli ani jednego przypadku infekcji.
– W tym samym czasie wykryto infekcje zarówno w sklepach ze sprzętem, jak i w Ikei. I nikt nie zamykał tych sklepów – przypomina Sørvig. – W przypadku sklepów konsekwencji nie ponosi cała branża i nikt nie dezynfekuje wszystkich towarów – dodaje.
Według regionalnego dyrektora NHO Trøndelag, Torda Liena, wielu ludzi z branży hotelarskiej i gastronomicznej uważa, że zostali niesprawiedliwie potraktowani w walce z COVID-19.
Kiedy to się wreszcie skończy?
Ellinor Sørvig podkreśla, że ona i inni pracownicy Lager11 mają szczęście, bo mają za sobą grupę z kapitałem.
Nigdy nie musieli zamykać lokalu. Sørvig przyznaje jednak, że mieli okres, w którym prawie nie było gości.
– Kiedy to się wreszcie skończy? – pyta.
Źródło: NRK