Obiecywałam sobie solennie, że kolejny tekst będzie pozytywny. Obiecanki – cacanki a mnie radość – niestety, jak się okazało przedwczesna. A było to tak…
Wykupione bilety do Norwegii. Sztuk trzy. Kto organizował taką “imprezę” ostatnimi czasy, wie ile talentów logistycznych to wymaga. Bilety wtedy, gdy wolne… ale wtedy nie ma lotu… no to jest wtedy… ale to niedziela – nie zrobię testu w swoim miasteczku… w poniedziałek rano nie będzie miał nas kto odebrać… to może wtorek?
W końcu jest! Wszystko dograne, gotowe! Najchętniej spakowałbym już walizkę. Ale, że jeszcze kawał czasu, daje sobie na wstrzymanie z pakowaniem, za to z rozkoszą planujemy, jak to będzie miło. Z tego marzycielskiego nastroju wyrywa nas email od przewoźnika: Szanowna Pani lot taki a taki został odwołany.
Zatem zmieniamy plany. Szukamy lotu Oslo -Warszawa. Mój mężczyzna załatwia urlop. Ja wyszukuję plusy takiego rozwiązania (choć z przyczyn różnych zdecydowanie wolałbym tym razem świętować w NO). Najważniejsze jednak, że się zobaczymy. I znów klapa!
Wprowadzenie kwarantanny w hotelu obraca nasze plany w niwecz. Szukam zatem przewoźnika. Każdy, kto żył na odległość, wie co oznacza paczka od bliskiej osoby. I nigdy przenigdy nie napisze głupiego komentarza, jak to skąpe Janusze wiozą z kraju kiełbasę. Szukam, szukam…Kolejne posty, telefony… I gdy prawie straciłam nadzieję – JEST! Paczka będzie jeszcze przed świętami. Przewoźnik prosi – żadnego mięsa. Z radości niemal skacze pod sufit. Zamiast mnie pojadą rogaliki. Lepię kawał nocy. Dorzucam len, trochę ozdób świątecznych, ciastka, które tak lubi. Wkładam kartki z życzeniami do znajomych. I jeszcze list do Niego. Taki pisany nocą, gdy do czwartej czekam, żeby nie przegapić podjazdu przewoźnika. Ja szczęśliwa. On wyczekuje, Po kilkunastu godzinach wiadomość: nie przejadą. Ktoś włożył zakazane rzeczy. Chce mi się ryczeć. Dziarsko usiłuję jednak temu zaradzić. Odbieram paczkę od przepraszającej mnie nie za swoje winy bardzo miłej Pani Przewoźnik. Pudełko oklejone nalepkami z granicy. Wewnątrz paczka z rogalikami też otworzona. Tak samo jak słoik chrzanu. Słowem wszystko sprawdzone, List też inaczej włożony. Na kartkę kapią łzy. Do rana zbieram się, bo przecież, co nas nie zabije…
Sobotę spędzamy na słuchawce. Razem gotujemy, wysyłamy zdjęcia ciast I żonkili. Rozmawiamy o pogodzie. Żadne nie wspomina o paczce. Nie ma też zapewnień, którymi suto okraszaliśmy zeszłoroczną Wielkanoc: że nigdy więcej, że następne święta… Już wiemy, że chociaż jesteśmy wolnymi ludźmi, to wolność wyboru mamy tylko pozorną. Rankiem ustawiamy laptopy na wielkanocnym stole. Siadamy po dwóch stronach I bardzo staramy się, żeby było naprawdę razem. Potem każde zajmuje się tymi, którzy są blisko – też są bardzo ważni. I właściwe tęsknią razem z nami– może nawet podwójnie – za tymi, co daleko I za tym, żeby było tak jak kiedyś.
Żadna videokonferencja nie zastąpi przecież żywego człowieka. Najczulsze słowa szeptane przez telefon nie dadzą tyle, co kawa pita przy jednym stole. Rządowa strona publikuje rady, co możemy zrobić, by czuć wzajemną bliskość.
Uśmiecham się – tylko czemu w tym uśmiechu tak mało radości?
1 Comment